sobota, 5 marca 2016

Hela i ja

Niewiele już mi pozostało do napisania w tym blogu. Gdy w roku 1965 Hela nagle zmarła na zawał serca, byłam piątoklasistką i bardzo odczułam tę stratę. Spędzałam z nią oraz z Klarą mnóstwo czasu, ale Klara była tylko niespecjalnie atrakcyjnym dodatkiem do naszych wspólnych zabaw. 
Zawsze myślałam, że z nich dwóch to Hela była tą słabszą i zdominowaną. Ciotka Klara pracowała, miała własne środowisko zawodowe, a Hela była kimś w rodzaju house wife. Ale ze wspomnień osób, które je znały, wynika, że było wręcz przeciwnie - to Klara pozostawała emocjonalnie uzależniona od Heli, życiowo niezaradna i w pewnym sensie po jej śmierci owdowiała. Ich życie towarzyskie toczyło się w kręgu osób dość nielicznych, ale bardzo sobie bliskich. Ja latem wyjeżdżałam z nimi na miesiąc na wakacje, najczęściej nad morze - dzięki temu moi Rodzice mieli urlop tylko dla siebie - a w ciągu roku posyłano mnie do nich raz po raz na parę dni. Czasem spotykałam u nich Wujka Kaingbę, który wskutek tego stał się dla mnie postacią najzupełniej swojską i oczywistą. W ogóle nie dostrzegałam jego inności, wiedziałam za to, że zawsze będzie miał dla mnie jakiś upominek. Hela i Klara odkładały dla niego przeczytane numery "Przekroju", które albo odbierał osobiście, albo robiło się z nich paczkę i wysyłało pocztą, zwykle z jakimiś drobiazgami, np. ciepłą bielizną. 
Swoim zwyczajem Hela założyła dla mnie album fotograficzny i pilnie dokumentowała moje dzieciństwo, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Na tym zdjęciu widać, że nie odziedziczyłam po niej talentu do pozowania - wprawdzie włożyła sporo wysiłku, by wyszło efektownie (zasłona w modernistyczny wzór, pęk forsycji, rączka przytrzymująca rąbek spódniczki), ale i tak wyglądam jak sierotka...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz