Tego, co się w roku 1905 przydarzyło dziecku, które potem zostało Józefem Kaingbą, można się tylko domyślać na podstawie jego własnych opowieści, tworzonych w różnych fazach życia. Kiedy się nie wie, kim się jest, trzeba sobie zbudować jakąś narrację o swoim początku... Problem w tym, iż opowieści te się różnią, choć ich rdzeń się powtarza. Od moich Rodziców usłyszałam tylko tyle, że Dziadek został przywieziony do Kamieńca Podolskiego przez jakiegoś Rosjanina, następnie oddany na wychowanie polskiej rodzinie, która wykształciła go na księdza. Gdy widziałam się z Dziadkiem po raz ostatni, na kilka tygodni przed Jego śmiercią, zapytałam go, co pamięta z najwcześniejszego dzieciństwa. Odpowiedział, że niewiele - siostrę, która nosiła go "na barana" oraz to, że chyba przewożono go w jakimś koszu. Powiedział też, że jest bardzo wdzięczny temu Rosjaninowi, bo gdyby nie on, to nigdy nie zostałby chrześcijaninem... Tu muszę wyjaśnić, że choć Dziadek odwiedzał nas w domu, a i myśmy - Rodzice i ja - składali mu sporadycznie wizyty, nigdy nie było między nim i mną mowy o tym, jak blisko jesteśmy spokrewnieni.
Od niedawna jednak, dzięki postępom w digitalizacji różnych źródeł, natrafiam na krótsze i dłuższe artykuły o Dziadku w prasie międzywojennej. W każdym z nich przytaczany jest jakiś wariant jego historii, przez niego samego opowiedziany. W kilku następnych wpisach tego bloga będę więc je cytować.
W lipcu 1924 roku młody ksiądz Józef Kaing-Ba (taką pisownię miało wówczas jego przybrane nazwisko) odprawił swoją pierwszą mszę. Ponieważ jego opiekun, pan Jakub Ghika, mieszkał wtedy w Koninie, prymicje odbyły się właśnie tam. "Głos Koniński" nr 28/1924 donosił:
PRYMICJE KS. JÓZEFA KAING-BA
Dnia 6 lipca r. b. odbyły się w
tutejszym kościele parafialnym prymicje ks. Józefa Kaing-Ba, wychowańca pana Jakóba
Ghiki, kasjera tutejszej kasy komunalnej.
Uroczystość ta nadzwyczaj
zainteresowała tutejszą ludność, ponieważ ks. Kaing-Ba jest Chińczykiem, a
prymicje Chińczyka odbyły się w Polsce bodaj że [sic!] pierwszy raz.
W czasie odprawienia Mszy Św. przez
ks. prymicjanta asystował mu jako archidjakon ksiądz dziekan Magott. Kazanie
okolicznościowe wygłosił ks. prefekt Piwnicki. Po ukończeniu Mszy Św. Ks.
Kaing-Ba udzielił błogosławieństwa obecnym księżom, następnie swoim opiekunom
państwu Ghikom, wreszcie wszystkim wiernym, rozdając obrazki z wizerunkami
świętych.
Historia życia ks. Józefa Kaing-Ba
jest bardzo ciekawa i pełna przygód, gdyż będąc małym chłopcem został porwany w
czasie wojny rosyjsko-japońskiej przez żołnierzy rosyjskich, którzy przywieźli
go do Mohylewa nad Dnieprem. Małego Chińczyka zabrał dla zabawy jeden z
oficerów rosyjskich, który przewiózł go do Kamieńca Podolskiego i nastepnie
odstąpił swemu znajomemu urzędnikowi rosyjskiemu. Mały Chińczyk tak w domu
oficera jak i urzędnika był strasznie prześladowany i bity.
Zamieszkały wówczas w Kamieńcu
Podolskim p. Jakób Ghika dowiedział się o znęcaniu nad biednym chłopcem,
postarał się odebrać go z rąk prześladowców i ciemiężycieli i zajął się jego
losem. Pan Ghika na razie chciał zwrócić chłopca rodzicom, lecz po
przeprowadzeniu korespondencji na drodze dyplomatycznej dowiedział się, że
rodzice jego zostali wymordowani przez rosjan [sic!]. Wtedy p. Ghika zaczął
kształcić swego pupila i zaopiekował się nim jak własnym synem, nastepnie przy
pomocy miejscowego proboszcza, a obecnie biskupa ks. Piotra Mańkowskiego oddał
go do gimnzajum w Krakowie. Po ukończeniu gimnazjum ks. Kaing-Ba bez niczyjej
namowy, ani też jakiegokolwiek wpływu, sam obrał sobie stan duchowny i wstąpił
do seminarium ks. misjonarzy, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie w czerwcu
roku bieżącego.
Obecnie ks. misjonarz Kaing-Ba
wyjeżdża do Ameryki południowej [sic!] w celach misyjnych, gdzie niezawodnie
spotkają go nowe trudy i przygody ku chwale Boga, a zbawieniu dusz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz