wtorek, 29 grudnia 2015

Kaing-Ba: nowa tożsamość

W wiżnickich opowieściach księdza Kaingby Rosjanin Bilajewicz nie jest już ciemiężycielem uprowadzonego malca, ale jego przybranym ojcem. Temu, że paroletni chłopczyk sam pobiegł za odjeżdżającym lokatorem swych rodziców, jakoś trudno dać wiarę… Podróż z Mandżurii do Rosji musiała trwać kilka dni, a nie kilka godzin; obecnie z Moskwy do Władywostoku jedzie się Transsibem cały tydzień. Ale za to dokument, o którym mowa w trzeciej relacji, zachował się do dziś i mam go u siebie. Jest to zaświadczenie w języku francuskim, wystawione przez przedstawicielstwo (ambasadę) imperium chińskiego w Petersburgu w 1909 roku, w którym stwierdza się, że osoba o nazwisku Kaing-Ba jest poddanym tego imperium i pochodzi z Mukdenu w Mandżurii.


Zastanawiałam się, w jakich okolicznościach i komu wydano ten certyfikat – teraz już wiem, że podstawą były zeznania Rosjanina, a dokument był zapewne niezbędny, by dziecku formalnie nadać nową tożsamość. We francuskim tekście pisanym na maszynie pojawiają się wykaligrafowane ręcznie dwa chińskie znaki, będące odpowiednikiem nowego nazwiska. A dlaczego Kaing-Ba – o tym w następnym wpisie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz