sobota, 26 grudnia 2015

Wiżnica, relacja pierwsza


Zamiast w Ameryce Południowej, jak marzyło mu się w latach 20., ksiądz Kaingba w 1931 roku znalazł się w Wiżnicy (ówcześnie Vijniţa) - mieście granicznym między Polską i Rumunią, dziś leżącym w Ukrainie. Do roku 1939 był tam duszpasterzem w parafii rzymsko-katolickiej, do której należało sporo przedstawicieli bukowińskiej Polonii. O tym, co doprowadziło do tego wyjazdu, opowiem w stosownym momencie, teraz chcę zaś przytoczyć relacje osób, które miały wówczas przelotny kontakt z Dziadkiem i upamiętniły to w artykułach prasowych.
Pierwszą z takich relacji znalazłam w "Posłańcu św. Grzegorza" nr 7-8/1932 - czasopiśmie polskich Ormian, wychodzącym w latach 1927-1939. Spisał ją na podstawie własnych słów Kaingby niejaki Stanisław Donigiewicz, Polak pochodzenia ormiańskiego, uczestnik wycieczki na odpust św. Antoniego do Kut, będących największym skupiskiem Ormian w II Rzeczpospolitej.
Polskie Kuty i rumuńska Wiżnica leżały po obu stronach rzeki Czeremosz; we wrześniu 1939 roku przez most nad tą rzeką będzie biegła droga ucieczki polskiego rządu.
W relacji Donigiewicza mojemu Dziadkowi poświęcony został obszerny przypis, odnoszący się do informacji w tekście głównym, iż „[p]o sumie wyszli wszyscy na dziedziniec kościelny, gdzie pod gołem niebem wygłosił bardzo piękne kazanie ksiądz proboszcz z Wiżnicy, rodowity Japończyk”. Przypis brzmi tak (zachowuję oryginalną stylistykę, ortografię i interpunkcję):

Nazwisko księdza brzmi Józef Kaing-ba pochodzi z ojczystego miasta Mukden (Korea) jednak ojczystego języka nie zna a to z powodów niżej przytoczonych:
Podczas wojennych rozruchów rosyjsko-japońskich, stracił on ojca i matkę.
Czteroletnim sierotą zajął się rosyjski kapitan Bilaeff, który po skończonej wojnie, zabrał go do Rosji i osiadł z nim w Kamieńcu Podolskim gdzie przebywał do roku 1909.
W roku tym umiera przybrany ojciec księdza Józefa Kaing-ba, Bilaeff, chłopczykiem zajęła się miejscowa inteligencja, która wystarawszy się o bezpłatne miejsce w jednym z Zakładów wychowawczych w Krakowie, wysyła go tam do gimnazjum.
Rodzice ks. Kaing-ba byli poganinami więc i jego tak wychowywano, dopiero u przybranego ojca Bilaeffa usłyszał po raz pierwszy o wierze katolickiej i złożył wówczas w roku 1909 wyznanie wiary katolickiej, ten moment podziałał na niego do tego stopnia, że postanowił sobie po ukończeniu gimnazjum poświęcić się stanowi duchownemu – o ile mu to tylko danem będzie.
Bóg wysłuchał prośbę ks. Kaing-ba – i po szczęśliwym ukończeniu gimnazjum wstąpił na teologię, którą ukończył bardzo dobrze.
U swego przebranego [sic!] ojca Bilaeffa prócz języka rosyjskiego, wyuczył się dobrze władać językami: polskim, niemieckim, francuskim, a ostatnio i rumuńskim – co ułatwiło ks. Kaing-ba w jego studiach.
Dziś ks. Kaing-ba liczy lat 30, z tego 22 przeżył w Polsce, ostatnio pełni urząd proboszcza w parafii łacińskiej w Wyżnicy nad Czeremoszem. Ks. Kaing-ba słynie jako dobry kaznodzieja i cieszy się ogólną sympatią miejscowego społeczeństwa.
Na tem miejscu przepraszam ks. Kaing-ba za moją śmiałość, że umieszczam tych kilka słów o jego osobie, lecz poznawszy go osobiście na wymienionem odpuście tak ujął mnie ks. proboszcz, że nie mogłem się oprzeć by przy opisie tej uroczystości nie wspomnąć o nim jako o kaznodziei, który tak pięknie uświetnił tę uroczystość słowem Bożem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz