wtorek, 2 lutego 2016

Musia i Mandziuk

Jak to u zakochanych bywa, Hela i Józef mieli swoje czułe przezwiska: ona była Musią, on Mandziukiem. Skąd to wiem? Otóż ze sztambucha mojej Babci, który stanie się tematem następnych wpisów. Zanim jednak go otworzymy, pokażę jeszcze pozostałe zdjęcia z Wiżnicy, na których są oni oboje. Każda z tych fotografii jest w jakiś szczególny sposób wyjątkowa.





To jest jedno jedyne zdjęcie spośród zachowanych w moim archiwum, na którym widać TYLKO Helę i Józefa. Albo inne tego rodzaju ujęcia zostały z albumu usunięte (są w nim puste miejsca z resztkami kleju), albo kochankowie dawali się fotografować tylko w grupie i tylko w sytuacjach nie sugerujących żadnej między nimi intymności. Tu jest inaczej - symetria sylwetek, stykające się dłonie, poważne spojrzenia wprost w obiektyw aparatu wskazują, że ta kobieta i ten mężczyzna są parą.











Panie na leżakach, panowie w swobodnych pozach stojących - scenka niczym z jakiegoś wiśniowego sadu, ot wiejska kanikuła. Tej letniej aurze poddał się nawet czarno-biały kot, który zaległ w trawie w stosownej odległości od ludzi (w powiększeniu widać go wyraźniej). Moje oko kociary wypatrzyło go natychmiast.








A na odwrocie tej fotografii z górskiej wycieczki mój Dziadek napisał:
Venusy i ich pan-władca dobrotliwy
Droga Mleczna
1934









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz