Wczorajszą niedzielę spędziłam między innymi na oglądaniu filmów o Wiżnicy na You Tubie - tych kręconych amatorsko, np. podczas wypraw wakacyjnych, i tych, które miały swoją emisję w telewizji (ukraińskiej, rzecz jasna). Zachęciły mnie one do pokazania jednak w tym blogu kilku zdjęć z albumu Heli, zwłaszcza że przecież Huculszczyzna, Bukowina, Czeremosz - to są nazwy, które w polskim imaginarium mają swoją nostalgiczną tradycję. Biesiadna pieśń o czerwonym pasie i Hucule, który z dala od swej połoniny ginie z tęsknoty - to plebejski ślad tej tradycji. A ślad literacki to proza Stanisława Vincenza. Z Wiżnicy do Słobody Rungurskiej, gdzie pisarz się urodził, jest raptem jakies 50 km.
Orzeźwiająca kąpiel w górskim strumieniu. Takich zdjęć jest w moim albumie kilkanaście, na wszystkich widać Helę i parę małżeńską w średnim wieku, która występuje także na różnych innych fotografiach.
Idylliczna letnia scena na łące czy raczej pastwisku. Również takich ujęć mam w swym zbiorze kilka, a moją uwagę zwróciła szczególnie bosonoga pasterka w półkożuszku. Ciekawe, czy znalazła się w kadrze przypadkiem, czy też poproszono ją, by tam stanęła i dodała w ten sposób (razem z krowami i stogami siana w tle) lokalnego kolorytu obrazkowi.
Spławianie drewna Czeremoszem. To bardzo efektowny widok, który i dziś można oglądać na wielu rzekach.
Tu Hela znów z tą samą parą małżeńską.
A to zdjęcie w oryginale jest niewiele większe od pocztowego znaczka, ale - rzecz zupełnie wyjątkowa - widać na nim Józefa Kaingbę i Helę w towarzystwie ich wiżnickich przyjaciół. Najwyraźniej zostało zrobione znienacka, Józef wyciąga na nim prawą rękę jakby chciał powstrzymać fotografa czy fotografkę, Hela nie jest świadoma, że ktoś ją w tej chwili uwiecznia, w związku z czym nie zdążyła się stosownie upozować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz