Od wczoraj w moich usiłowaniach odtworzenia historii związku Heleny Kraskowskiej i Józefa Kaingby nastąpił zaskakujący zwrot, który zawdzięczam Jerzemu Danielewiczowi. Jak już pisałam, poprosiłam go o konsultację translatorską w sprawie Testimonium Copulationis, który to dokument jest mi znany od półtora roku i którego istoty nie mogłam do końca pojąć; kluczowe wszakże było dla mnie słowo copulationis. Niejako "roboczo" interpretowałam go jako świadectwo wyznania grzechu (może w ramach spowiedzi?) księdza Kaingby (tym bardziej, że znajduje się on w Archiwum Zgromadzenia Misjonarzy św. Wincentego a Paulo) - zakładając, że zajmę się nim w stosownym momencie mojego dochodzenia.
Wstępny przekład profesora Danielewicza (sprzed dwóch czy trzech dni) w zasadzie potwierdzał moją hipotezę. Jednak przeczytawszy wczoraj mój poprzedni wpis - ten dotyczący właśnie Testimonium - Profesor skontaktował się ze mną w trybie pilnym, by skorygować swoją pierwotną interpretację, również zasugerowaną wieloznacznością słowa copulationis i całym kontekstem sytuacyjnym. Teraz, po dokładniejszym wejrzeniu w treść Testimonium i sprawdzeniu tekstu rumuńskiego (Certificat de cununie), stwierdził, że w istocie jest to wypis z księgi ślubów parafii rzymsko-katolickiej w Wiżnicy (tej, w której proboszczem był mój Dziadek!), poświadczający ZAWARCIE ZWIĄZKU MAŁŻEŃSKIEGO przez Józefa Kaingbę i Helenę Kraskowską w Wiżnicy, w dniu 18 sierpnia 1932 roku, w obecności świadków (jeśli dobrze odcyfrowujemy nazwiska): Oresta Tuschinskiego i Hieronima Poftiese (?), uwierzytelniony przez O. Hackmanna 20 sierpnia tegoż roku. Dokument opatrzony jest okrągłą pieczęcią parafii (Officul Parohial Rom. Catol. Vijniţa).
I co ja, nieszczęsna dociekliwa wnuczka Józefa i Heleny, mam o tym myśleć? Józef Kaingba do końca życia pozostał księdzem. Nigdy, przenigdy w przekazach rodzinnych nie pojawiło się nic, co miałoby jakikolwiek związek z tym Testimonium; może tylko mówiło się, że Dziadek właściwie nie miał ochoty na kapłaństwo, a jedynie tak się ułożyły okoliczności jego życia. "Wykierowano go na księdza" - taką formułę raz czy drugi usłyszałam bodaj od ciotki Klary. Na pewno w drugiej połowie życia, tej powojennej, nie tylko z losem swoim się pogodził, ale wręcz traktował go w kategoriach powołania. Ale w latach 1928-1939 był młodym, zakochanym mężczyzną!
Mam pewne hipotezy co do tego, skąd się wzięło owo Testimonium, ale zanim ich nie zweryfikuję, nie będę w tym blogu więcej pisać na ten temat.
Jako ilustrację do tego posta wybieram takie oto przedziwne zdjęcie, także z czasów wiżnickich. Hela i trzy inne młode dziewczyny są tu starannie upozowane tak, by tworzyły symetryczną kompozycję i zarazem perspektywę, która zbiega się w lustrze. A w tym lustrze odbija się sylwetka Józefa Kaingby.