piątek, 1 stycznia 2016

Jakub Ghika

O ile Rosjanin Bilajewicz pozostanie już dla mnie na zawsze postacią mglistą i dwuznaczną – krzywdził Kaingbę czy też się nim opiekował? – to Jakub Ghika obrasta mi w coraz więcej danych biograficznych, choć nadal w jego wizerunku więcej luk niż miejsc wypełnionych. Szukając jego śladów, zwróciłam się jakiś rok temu mailowo o pomoc do Towarzystwa Przyjaciół Konina, gdyż w tym mieście spędził ostatnie lata swego życia i tam został pochowany. Odezwał się wówczas do mnie młody człowiek, Damian Kruczkowski, któremu zawdzięczam parę cennych informacji i którego bardzo zafascynowała historia mego Dziadka. 
Na stronie http://www.powazkikonina.org/maly-indeks-wielkich-ludzi/ghica-jakub-1854-1928 , administrowanej przez pana Piotra Pęcherskiego, można przeczytać m.in., iż Jakub Ghika był synem Anastazego i Julii, z domu Monastyrskiej. Matka była Polką, a ojciec wywodził się w prostej linii z książąt i hospodarów mołdawskich. Studia prawnicze odbył w Odessie, a "z powodu przynależności do Kółka Młodzieży Postępowej, ponadto jako członek rodziny książęcej Ghików znienawidzonej z punktu politycznego przez władze Rosji, w roku 1879 musiał usunąć się z Uniwersytetu i został wcielony do służby państwowej [...] w Kamieńcu Podolskim" (jako źródło informacji podano korespondencję z Włodzimierzem Kowalczykiewiczem, zasłużonym członkiem TPK).

Damian Kruczkowski dał mi kserokopię aktu zgonu Jakuba Ghiki z konińskich ksiąg parafialnych. Ghika zmarł 4 września 1928 roku i mam podstawy, by sądzić, iż w ostatnich chwilach życia był przy nim ksiądz Kaingba - jego podopieczny z czasów kamienieckich. Napiszę o tym w stosownym momencie. W dokumencie tym, a także w nekrologach, występuje również żona Ghiki, Pelagia, z domu Bilska. Poza tym wszakże nigdzie nie ma o niej żadnej wzmianki, ja zaś wiem od mojego Ojca, iż w latach 30., gdy był on już dość podrośniętym malcem, pojawiła się z wizytą w jego domu rodzinnym "księżna Gika", by go zobaczyć. I zostawiła po sobie prezent - ręcznie malowany japoński serwis do herbaty. Mam go nadal.
Innym skromnym źródłem wiadomości o Ghice są Pamiętniki arcybiskupa Piotra Mańkowskiego (opr. S. Górzyński, Wydawnictwo DiG, Poznań 2002), którego nazwisko padło w artykule o prymicjach Kaingby i w tekście z "Orędownika". Postaci tej poświęcę następny wpis, gdyż i on odegrał niebłahą rolę w pokierowaniu losami azjatyckiego chłopca. Tu przytoczę tylko fragment z jego wspomnień z lat 1902-1911, kiedy był w Kamieńcu zaledwie proboszczem. Pamiętniki obfitują w liczne szczegóły obrazujące życie na Kresach, miałam więc nadzieję, że znajdę w nich choćby jakąś drobną wzmiankę o Dziadku. Nie znalazłam. Natomiast o Ghice (którego imię mylnie podał jako Jan) ksiądz Mańkowski pisał tak: 
"Cudzoziemiec, choć Polakiem się czuł [...]. Z rodziny rumuńskiej, ożeniony z Polką, z imienia prawosławny, faktycznie sprzyjający katolicyzmowi, piastował posadę urzędnika w kancelarii gubernatora, a miał u siebie także przez pewien czas kwaterę dla uczniów gimnazjalnych. Później jednak zwinął ją, będąc narażonym na przykrości z powodu polskiej atmosfery i polskiego języka, którym się u niego w domu posługiwano. Pan Ghika był powszechnie lubiany i ceniony przez Polaków dla prawości charakteru, zacności i uczynności" (s. 173).
Do Konina musieli trafić państwo Ghika w latach wojny polsko-bolszewickiej, kiedy to Kamieniec najpierw dostał się w ręce petlurowców, a następnie znalazł się w obrębie radzieckiej Ukrainy. Wielu ówczesnych uchodźców z Kresów kierowało się właśnie do Wielkopolski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz