O ile Rosjanin Bilajewicz pozostanie już dla mnie na zawsze
postacią mglistą i dwuznaczną – krzywdził Kaingbę czy też się nim opiekował? –
to Jakub Ghika obrasta mi w coraz więcej danych biograficznych, choć nadal w
jego wizerunku więcej luk niż miejsc wypełnionych. Szukając jego śladów,
zwróciłam się jakiś rok temu mailowo o pomoc do Towarzystwa Przyjaciół Konina,
gdyż w tym mieście spędził ostatnie lata swego życia i tam został pochowany.
Odezwał się wówczas do mnie młody człowiek, Damian Kruczkowski, któremu
zawdzięczam parę cennych informacji i którego bardzo zafascynowała historia
mego Dziadka.
Damian Kruczkowski dał mi kserokopię aktu zgonu Jakuba Ghiki z konińskich ksiąg parafialnych. Ghika zmarł 4 września 1928 roku i mam podstawy, by sądzić, iż w ostatnich chwilach życia był przy nim ksiądz Kaingba - jego podopieczny z czasów kamienieckich. Napiszę o tym w stosownym momencie. W dokumencie tym, a także w nekrologach, występuje również żona Ghiki, Pelagia, z domu Bilska. Poza tym wszakże nigdzie nie ma o niej żadnej wzmianki, ja zaś wiem od mojego Ojca, iż w latach 30., gdy był on już dość podrośniętym malcem, pojawiła się z wizytą w jego domu rodzinnym "księżna Gika", by go zobaczyć. I zostawiła po sobie prezent - ręcznie malowany japoński serwis do herbaty. Mam go nadal.
Innym skromnym źródłem wiadomości o Ghice są Pamiętniki arcybiskupa Piotra Mańkowskiego (opr. S. Górzyński, Wydawnictwo DiG, Poznań 2002), którego nazwisko padło w artykule o prymicjach Kaingby i w tekście z "Orędownika". Postaci tej poświęcę następny wpis, gdyż i on odegrał niebłahą rolę w pokierowaniu losami azjatyckiego chłopca. Tu przytoczę tylko fragment z jego wspomnień z lat 1902-1911, kiedy był w Kamieńcu zaledwie proboszczem. Pamiętniki obfitują w liczne szczegóły obrazujące życie na Kresach, miałam więc nadzieję, że znajdę w nich choćby jakąś drobną wzmiankę o Dziadku. Nie znalazłam. Natomiast o Ghice (którego imię mylnie podał jako Jan) ksiądz Mańkowski pisał tak:
"Cudzoziemiec, choć Polakiem się czuł [...]. Z rodziny rumuńskiej, ożeniony z Polką, z imienia prawosławny, faktycznie sprzyjający katolicyzmowi, piastował posadę urzędnika w kancelarii gubernatora, a miał u siebie także przez pewien czas kwaterę dla uczniów gimnazjalnych. Później jednak zwinął ją, będąc narażonym na przykrości z powodu polskiej atmosfery i polskiego języka, którym się u niego w domu posługiwano. Pan Ghika był powszechnie lubiany i ceniony przez Polaków dla prawości charakteru, zacności i uczynności" (s. 173).
Do Konina musieli trafić państwo Ghika w latach wojny polsko-bolszewickiej, kiedy to Kamieniec najpierw dostał się w ręce petlurowców, a następnie znalazł się w obrębie radzieckiej Ukrainy. Wielu ówczesnych uchodźców z Kresów kierowało się właśnie do Wielkopolski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz