Związek księdza Kaingby ze Zgromadzeniem Misjonarzy św. Wincentego a Paulo bynajmniej nie wygasł z chwilą formalnego zwolnienia go ze ślubów misyjnych. Marzenie o wyjeździe na daleką, egzotyczną misję zapewne od młodych lat mu towarzyszyło, lecz zamiast do Ameryki Południowej czy Chin (czy miał nadzieję odnaleźć tam swą rodzinę?) został skierowany do Rumunii, a właściwie tuż za granicę polsko-rumuńską (zob. post "Wiżnica, relacja pierwsza").
Spędził tam prawie całe lata trzydzieste jako proboszcz parafii rzymsko-katolickiej w Wiżnicy. Pod koniec października 1938 roku biskup diecezji Jassy wystawił mu zaświadczenie takiej mniej więcej treści:
Podpis na pocztówce głosi: "Idylla huculska nad Czarnym Czeremoszem". A oto, co pisze Hela:
No i te suknie, nieustanny przedmiot zainteresowania i troski Heli! Kilka z nich postaram się tu niebawem pokazać.
Spędził tam prawie całe lata trzydzieste jako proboszcz parafii rzymsko-katolickiej w Wiżnicy. Pod koniec października 1938 roku biskup diecezji Jassy wystawił mu zaświadczenie takiej mniej więcej treści:
Niżej podpisany biskup Jass poświadcza, że wielebny ksiądz Józef Kaing-Ba z Polski pracował przez 7 lat w parafii Vijnita administrowanej przez moją diecezję i teraz chce odejść z diecezji do Polski; wystawiam to świadectwo, które zwalnia go od ekskomuniki, obmowy lub zawieszenia, by mógł celebrować Mszę świętą.Nie wiem, czy tekst powyższy to jakaś ustalona formuła przyjęta w kościelnych procedurach, czy też zredagowany został na potrzeby tego konkretnego przypadku. Wbrew temu, co wypisywali autorzy relacji, które przytaczałam w trzech kolejnych postach z Wiżnicą w tytule (z grudnia 2015), mój Dziadek wcale nie pędził tam samotnego żywota. Przeciwnie, zarówno fotografie z tego okresu, jak i pewne świadectwa pisane wskazują, że towarzystwa mu nie brakowało. Hela odwiedzała go regularnie i teraz przez kilka kolejnych dni będę tu przywoływać różne pamiątki tych wizyt. Dziś kartka pocztowa, jaką wysłała do swojej siostry Trudy 4 grudnia 1934 roku.
Podpis na pocztówce głosi: "Idylla huculska nad Czarnym Czeremoszem". A oto, co pisze Hela:
Kochana Truda!
Jestem obecnie w Kosowie i pozostanę do piątku. Paczkę wysłaliśmy z Kut. Jeżeli chcesz zrobić przyjemność J. i ponieważ karty są bardzo drogie możesz mu przysłać małą paczkę i włożyć jedną serwulatkę i te cukierki miętowe które miałam na podróż. J. nie wie, że do Ciebie piszę, a to na święta najwięcej sobie życzył i byłaby to przyjemna niespodzianka. Czy Twoja suknia już uszyta? Bo moje tu się szyją, ta czarna jedwabna i jedna wełniana niebieska. My jeszcze przed świętami wyślemy paczkę.
Napisz znów długi list. Całuję i pozdrawiam Wszystkich w domuTakich kartek musiało być więcej, ale zachowała się tylko jedna. Jej treść, choć tak banalna, wiele mi mówi o ówczesnym życiu mojej Babci: o tym, że związek z księdzem Kaingbą stał się dla niej i dla jej bliskich czymś najnormalniejszym w świecie, że codzienność w Wiżnicy niewiele się różniła od codzienności w Poznaniu czy w Bydgoszczy, że oboje z Dziadkiem lubili miętówki, a on poza tym - serwulatkę. (Co do serwulatki, a konkretnie "serwulatki z chabaniny", to ze Słowniczka bydgoskiego https://bydgostiana.wordpress.com/slowniczek-bydgoski/ dowiedziałam się, iż jest to sucha kiełbasa z koniny).
Hela
Serdeczne pozdrowienia dla Panny Zosi i Halinki.
No i te suknie, nieustanny przedmiot zainteresowania i troski Heli! Kilka z nich postaram się tu niebawem pokazać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz