W tym blogu nie będę się rozpisywać o Heli - przyjdzie na to stosowny czas. Ale przynajmniej jeden post chcę tu w całości jej poświęcić. Lubiła fotografować i być fotografowana. Dzięki temu w domowym archiwum mam mnóstwo zdjęć z dawnych lat, więc mogę teraz przyglądać się (przez lupę) szczegółom jej rysów, wyrazowi twarzy, ubraniom i przebraniom, które nosiła z wielkim wdziękiem. Bo lubiła się przebierać, stylizować - jak się dziś mówi - po męsku, na ludowo, egzotycznie. Z jej wizerunków dałoby się ułożyć album międzywojennej mody; może zresztą to zrobię? Jakim cudem potrafiła się tak stroić, skoro w rodzinie wdowy Anastazji raczej się nie przelewało? Wiele zawdzięczała własnym talentom krawiecko-dziewiarskim, wyczarowywała coś z niczego również dla mnie; kiedyś przerobiła starą zasłonę na kostiumy wróżek, bo były potrzebne do mojej zabawy z koleżankami. Na zdjęciu, które tu zamieszczam, widać dzieła jej hafciarskiej sztuki - tę okrągłą poduszkę, na której się opiera, mam jeszcze w pamięci.
Zanim poszłam do szkoły, spędzałam z nią mnóstwo czasu. Rodzice chętnie powierzali mnie jej i ciotki Klary opiece, była mi najlepszą przyjaciółką - zabawną, pogodną, cierpliwą i bez reszty skupioną na mojej dziecięcej osobie. Doświadczenie macierzyństwa w jej przypadku było problematyczne nie tylko dlatego, że miała nieślubnego synka. Także dlatego, że we wczesnym okresie jego życia często wyjeżdżała za granicę (do Wiżnicy), a w domu była mu raczej starszą siostrą niż matką. Gdy miałam 4 lata, dzięki niej zaczęłam samodzielnie czytać, nauczyła mnie tańczyć charlestona i twista, grać w remika i kariokę. Z haftowaniem, szydełkowaniem i robieniem na drutach było nieco gorzej, choć podstawy tych ręcznych robótek posiadłam i w latach studenckich bardzo mi się to przydało.
Umarła, gdy była o pięć lat młodsza niż ja teraz. Gdy widywano nas razem, na ogół była brana za moją matkę i bardzo ją to cieszyło. Nigdy nie związała się z żadnym innym mężczyzną oprócz Dziadka, choć miewała adoratorów poważnie zainteresowanych małżeństwem. Z ciotką Klarą - nieładną, otyłą i charakterologicznie dość trudną - stanowiły zgrany tandem: jedna prowadziła dom, druga nań zarabiała. I choć po wojnie jej relacja z Józefem Kaingbą była już zupełnie innej natury niż w latach 30., to przecież do końca pozostali sobie bliscy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz